28 maja 1999 w słowackiej hodowli psów użytkowych Jana Totha z Polytanu przyszły na świat małe nieporadne kuleczki. Jedną z nich była Ira właśnie. Mieliśmy wtedy trzy psy, więc miejsca na kolejnego na pewno nie było. Niemniej jednak Ira zamieszkała z nami i całkiem niewinnie rozpoczęła przygotowywania do późniejszej służby.
W 2001 roku na I Warmińsko-Mazurskich Mistrzostwach Psów Obronnych zdobyła I miejsce i uzyskała tytuł Mistrza PT Warmii i Mazur 2001. Mistrz mistrzem, ale nie o to chodziło. Całe życie przed nią i co? Tylko stój i waruj? W międzyczasie Ira uczestniczyła w treningach psów ratowniczych Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej Ochotniczej Straży Pożarnej w Gdańsku. W 2002 roku Ira zdała swój pierwszy egzamin psa ratowniczego I stopnia. Od tego czasu poszerzyła swoje umiejętności o poszukiwanie osób zaginionych również w terenie otwartym, uzyskując licencję II stopnia.
Swoje umiejętności wykorzystywała w Polsce i poza jej granicami. Tragedia trzęsienia ziemi w Algierii w 2003 roku czy Pakistanie w 2005 roku wprowadziła do życia Iry cień śmierci. Ten jej zapach chyba długo utrzymywał się w nozdrzach Iry, powodował przygnębienie, które dodatkowo potęgowało obcowanie z ludzkim cierpieniem, z obecnością krwi w niemalże każdym zakątku zrujnowanych miast i osad. Ludzcy ratownicy po takich akcjach poddawani są serii terapii psychologicznych, o psach niestety nikt nie pamięta. A one wciąż czują zapach, smak, pamiętają krzyki cierpiących. Skąd wiem? Bo pies, który nigdy nie zetknął się z ludzką śmiercią, inaczej pracuje, inaczej szuka, pies po traumie tragedii szuka prawdziwie. Oba szukają, ale każdy z innych pobudek.
{module Ira}
Obok ludzkich tragedii Ira wiodła życie psa pokazowego. Służyła dzieciom jako główny „element” edukacyjnego programu Straży Miejskiej w Gdańsku: „Postępowanie ze zwierzętami” czy „Bezpieczne wakacje”, uczyła szacunku do zwierząt i sposobu postępowania z nimi. A i psom również się przysłużyła – na pokazach w gdańskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt „Promyk” popisywała się rozmaitymi sztuczkami. A co, niech ludzie wiedzą, że pies potrafi! I zapomniałabym – jeszcze do wody skakała i wyciągała tonących. Nie było święta czy rozpoczęcia sezonu żeglarskiego w Gdańsku, żeby jej po Motławie nie ciągali – potem śmierdziała niemiłosiernie, ale cóż, służba nie drużba.
Miała różne przygody, i dobre, i złe, przeszła kilka kontuzji, miała niejeden wypadek, ale była szczęśliwa w tym, co robiła.
Kiedy prezydent nazwał Irę „Irasiad” i obiegło to całą Polskę, zdarzały się i miłe, i przykre sytuacje. Goszczono ją domowym smalcem i bimbrem, ale zaglądano też w portfel. Stopniowo pamięć o „Irasiad” zanika i nikt nie pyta, jak Ira się czuje. Ira umarła w lipcu 2010 roku. Umarła po długotrwałej nieuleczalnej chorobie, prawie rok jeździła na psim wózku inwalidzkim. Ale do końca była pogodna i pogodzona ze swym psim losem. Dobra z niej suka była, i gdyby Linda ją spotkał, na pewno nie powiedziałby o niej „bo to zła kobieta była”.