Historia

Poznałyśmy się pomiędzy schroniskowymi boksami, ciągnięte przez psy, ze szczotką i smyczą w drugiej dłoni, miotające się w tym morzu szczeku. Każda z nas chciała pomagać, każda z nas miała inne pomysły, nawzajem uzupełniałyśmy się.

Jakoż ruszyło z miejsca: pomoc rzeczowa, jedna adopcja, potem druga i następna. Z kolejnymi adopcjami pojawiały się nowe pomysły, nowi wolontariusze. Miałyśmy i wzloty, i upadki, ale mimo generalnie pozytywnego bilansu naszego działania – wciąż jakiś niedosyt był, jakiś chaos twórczy w tym wszystkim, i tęsknota jakaś za nie wiadomo czym. Tylko psy? A koty? A ludzie, którym brak sił? Za dużo pomysłów, za mało czasu, za mało nas?

Z tej tęsknoty zrodził się pomysł uporządkowania naszej, na razie tylko psiej, działalności pod hasłem „Irasiad zagubionym”. Nawet pomoc psom to przecież nie tylko adopcje – to cały proces przygotowujący do niej psa, to również szkolenie, pielęgnacja, opieka weterynaryjna i kwestie prawne. A po adopcji co? Zostawić psa i nowych opiekunów? Im też potrzebne jest czasem wsparcie. Także tym psiarzom, którym z różnych względów należy pomóc. Tylko psiarzom? Pewnie nie tylko?

Pomysły mamy, czas na ich realizację znajdzie się sam. Tylko ludzi nam brak.

Dlaczego „Irasiad” właśnie i „zagubionym” akurat?

Powodów jest kilka:

– „czysty marketing”, czyli „Irasiad” jako lapsus językowy Prezydenta RP – i jako ten lapsus stała się najsławniejszym psem IV RP. Przykre tylko, że jej sława jest zasługą pomyłki językowej, a nie rzeczywistych dokonań. Wszyscy znają hasło „Irasiad” i jego źródłosłów, ale mało kto wie, kim jest pies zwany „Irasiad” i dlaczego został tak nazwany. „Irasiad” to pies, a w zasadzie suka, o imieniu Ira z Polytanu, wchodzący wraz z przewodnikiem w skład międzynarodowej Gdańskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej PSP, a właściwie wchodzącej w jej skład Ochotniczej Straży Pożarnej w Gdańsku, uczestnik wielu akcji poszukiwawczo-ratowniczych w kraju i poza jego granicami. Kiedy w 2006 roku Prezydent Lech Kaczyński dziękował ochotnikom za poświęcenie i odwagę podczas ratowania ludzi w katastrofach, dziękował również i ich psom, psom, dzięki którym nikogo żywego nie pozostawiono pod zwałami ziemi, gruzów, czy w zasypanym korytarzu kopalni – nikt o tym nie pamięta, ale przedstawicielem takich właśnie psów była Ira, a nie śmiesznym hasłem:

„nie wszystek umrę”, czyli odejdę na emeryturę i co dalej? Ira całe swoje życie oddała służbie człowiekowi – jako kontraktowy pies międzynarodowej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej Ochotniczej Straży Pożarnej w Gdańsku uczestniczyła w wielu akcjach poszukiwawczych. Od trywialnego poszukiwania zaginionych grzybiarzy po zasypanych w gruzach trzęsienia ziemi w Algierii czy Pakistanie. Godnie reprezentowała Polskę na konkursach, zawodach i manewrach psów ratowniczych. Całe życie w pracy – jak nie akcja, to manewry albo zawody, jak nie zawody, to trening, pokazy, prelekcje. Jako psia emerytka robiła to samo, bo pomoc potrzebującym była jej drugą naturą – tym wszystkim zagubionym w gruzach, zagubionym w lasach, zagubionym w wodzie, zagubionym w schroniskach, zagubionym w meandrach życia codziennego.

Po śmierci nadal jest z nami – ze wszystkimi zagubionymi duszami – z nimi teraz zostanie, ze wszystkim zagubionymi duszami zarówno ludzkimi, jak i zwierzęcymi.

– „układy i układziki”, czyli wszystko zostaje w rodzinie, bo Ira była z nami od początku do końca.

Fundacja Irasiad – Zagubionym